Ostatni miesiąc upłynął na południowo-zachodnim Mazowszu pod znakiem protestów przeciwko budowie planowanej linii najwyższych napięć 400kV. Tym razem jednak – po nieoczekiwanym ogłoszeniu przez Polskie Sieci Elektroenergetyczne S.A. zamiaru rezygnacji z budowy linii wzdłuż drogi krajowej nr 50 – powód do protestów znowu mieli jaktorowianie, grodziszczanie, radziejowiczanie i żabiowolanie. Tryumfowali zaś wiskitczanie, mszczonowianie i żyrardowianie. I chociaż – rzecz jasna – wraz z tymi drugimi cieszymy się z korzystnego dla nas obrotu sprawy, spróbujmy wznieść się ponad lokalny patriotyzm i chłodnym okiem spojrzeć na postępowanie kierownictwa PSE.
Do tej pory bowiem działania rzeczonej spółki – przynajmniej w takim kształcie, w jakim przedstawia je sama spółka – wydawały nam się najzupełniej racjonalne. Podsumujmy. Uchwalono plan zagospodarowania województwa mazowieckiego z wariantem przebiegu linii przez Jaktorów. W Jaktorowie zaczęły się protesty. Polskie Sieci Elektroenergetyczne postanowiły zatem usiąść do stołu i poszukać alternatywnego rozwiązania, które w założeniu miało zadowolić stronę społeczną (spotkania te odbywały się między innymi w ramach powołanej przez PSE „Grupy Roboczej”). Można dyskutować nad zasadnością takiego posunięcia, można analizować jego zgodność z prawem, jednak nie sposób odmówić mu racjonalności.
Dalej – w toku rozmów przeprowadzono analizę wielokryterialną proponowanych wariantów. Znowu nie wnikamy tu w rzetelność i prawidłowość tej analizy – wskazujemy tylko na racjonalność takiego działania.
Analiza wskazała przewagę wariantu wzdłuż drogi krajowej nr 50. Inwestor ogłosił zatem „ostateczną” i „niebędącą przedmiotem dalszych negocjacji” decyzję o przebiegu linii przez Mszczonów i Wiskitki. Stanowisko to potwierdził również Pełnomocnik Rządu ds. Strategicznej Infrastruktury Energetycznej Piotr Naimski. Inwestor rozpoczął zatem uzgadnianie warunków dokładnego przebiegu z poszczególnymi gminami. Cokolwiek by powiedzieć – jest to znowu działanie jak najbardziej racjonalne.
Idźmy dalej. Samorządy m.in. Pniew, Mszczonowa, Wiskitek i Żyrardowa podniosły larum w Sejmie, że analiza wielokryterialna jest niewiarygodna. Inwestor racjonalnie zgodził się więc dodatkowo zweryfikować analizę, zaś Naimski racjonalnie potwierdził w Sejmie, że weryfikacja ta będzie miała wpływ na decyzję PSE.
Pięciu z sześciu ekspertów powołanych do weryfikacji potwierdziło prawidłowość wyboru wariantu wzdłuż drogi krajowej nr 50. Inwestor opublikował podsumowanie, z którego wynikało, że najkorzystniejszy zdaniem ekspertów jest wariant wzdłuż drogi krajowej nr 50.
I wtem – trach! PSE nagle, ni stąd, ni zowąd przekreśla rozmowy w ramach Grupy Roboczej, analizę wielokryterialną, jej weryfikację i rozpoczęte już spotkania informacyjne z mieszkańcami gmin. Wracamy do wariantu z planu zagospodarowania przestrzennego! Uzasadnienie? Obowiązuje wojewódzki plan zagospodarowania, a przebieg wzdłuż drogi nr 50 rodzi protesty społeczne (zob. informację prasową).
To my się teraz pytamy – po co było wydawać publiczne pieniądze na Grupę Roboczą, analizę wielokryterialną i jej weryfikację? Czy Prezes Eryk Kłossowski z PSE dopiero teraz dowiedział się o planie zagospodarowania z 2014 roku? Albo nie spodziewał się protestów w Mszczonowie, sądząc, że mszczonowianie z radością przejmą słupy od protestujących jaktorowian? I co na to Piotr Naimski, który po ogłoszeniu decyzji wyraźnie unikał dziennikarzy i odsyłał ich do inwestora?
Nie trzeba dużej inteligencji, żeby dostrzec, że ktoś „z góry” nakazał Polskim Sieciom Elektroenergetycznym zmianę dotychczasowej polityki. I że nakaz ten nie jest podyktowany żadnymi merytorycznymi przesłankami dotyczącymi inwestycji (bo wtedy podano by sensowną argumentację). A skoro tak, to decyzję podjęto albo z przyczyn politycznych albo załatwiono po cichu jako przysługę „między kolegami”.
Pytamy Polskie Sieci Elektroenergetyczne
Zapytaliśmy inwestora w trybie dostępu do informacji publicznej, czy decyzja o powrocie do wariantu z planu zagospodarowania przestrzennego była konsultowana ze stroną rządową, tj. Kancelarią Prezesa Rady Ministrów lub pełnomocnikiem rządu Piotrem Naimskim. Po drugie zapytaliśmy, kto zapłacił za „szopkę” z Grupą Roboczą, analizą wielokryterialną i jej weryfikacją oraz ile to kosztowało podatnika. Stanowisko Polskich Sieci Elektroenergetycznych w sprawie naszych pytań publikujemy poniżej:
Odpowiadający nam w imieniu PSE dyrektor Departamentu Inwestycji Marcin Laskowski nie uznał informacji o konsultowaniu decyzji z przedstawicielami rządu za informację publiczną. Panu Laskowskiemu wyjaśniamy zatem, że nie pytamy się, czy prezes Kłossowski przed ogłoszeniem swojej decyzji poradził się wróżki, postawił sobie pasjansa albo doznał nagłego olśnienia za sprawą boskiej interwencji. Tego rodzaju kulisy decyzji PSE rzeczywiście nie stanowiłyby informacji publicznej w rozumieniu ustawy. My natomiast pytamy o formalny przebieg procesu decyzyjnego w spółce Skarbu Państwa, w sprawie dotyczącej gospodarowania mieniem publicznym i mającej wpływ na sytuację setek tysięcy mieszkańców. A także o to, czy w procesie tym zajmowali stanowisko urzędnicy państwowi. Informacja taka spełnia wszelkie kryteria informacji publicznej. Pozostaje zatem zadać pytanie, dlaczego dyrektor Laskowski tego oczywistego faktu nie dostrzegł.
Możliwości są dwie – albo wykazuje się brakiem elementarnej wiedzy prawniczej w zakresie dostępu do informacji publicznej albo z jakiegoś powodu błędnie zrozumiał, że pytamy o nieformalne kontakty, a nie o formalny przebieg procesu decyzyjnego. O brak wiedzy Laskowskiego nie podejrzewamy, bo pozostała część jego pisma jest pod względem prawnym prawidłowa. W tym drugim przypadku chciałoby się natomiast powiedzieć – uderz w stół, a nożyce się odezwą. Jakie nieformalne kontakty dyrektor Laskowski uznał za nienależące do informacji publicznej i wymagające nieuwzględnienia wniosku? Komu tym razem podawano ośmiorniczki w warszawskiej knajpie?
Na szczęście gafy Laskowskiego nie powielił Sekretariat Piotra Naimskiego ani Centrum Informacyjne Rządu, od których bez problemu uzyskaliśmy odpowiedź:
Nikt z Kancelarii Prezesa Rady Ministrów nie konsultował decyzji PSE. Decyzja była natomiast – zgodnie z właściwością – konsultowana z ministrem Naimskim. Tylko co z tego, skoro ten zachował się tak samo nieracjonalnie, jak i PSE. I tak samo pobudek swoich działań sensownie wyjaśnić nie umie? No to racjonalna decyzja musiała być podjęta wyżej. W Polsce wyżej od Prezesa Rady Ministrów jest już tylko szef wszystkich szefów, czyli poseł Jarosław Kaczyński. Ten jednak w swojej świetności nie podlega pod ustawę o dostępie do informacji publicznej i jego pytać nie możemy.
Nie udało nam się też wystawić prezesowi Kłossowskiemu z PSE konkretnego rachunku za koszty Grupy Roboczej i analiz wariantów, gdyż okazało się, że Polskie Sieci Elektroenergetyczne zwyczajnie nie wiedzą, ile to wszystko kosztowało, ani nawet, czy to PSE za to płaci. Zdaniem dyrektora Laskowskiego taka informacja jest informacją przetworzoną, to jest wymagającą skomplikowanych analiz (w takim wypadku możemy żądać tej informacji tylko po wykazaniu szczególnego interesu publicznego w jej przygotowaniu). Tak więc PSE podjęło działania, nie wiedząc kto i ile za nie zapłaci, a potem jednym ruchem wyrzuciło do kosza wyniki tych działań. Jeżeli tak wydaje się pieniądze publiczne w Polskich Sieciach Elektroenergetycznych, to nie dziwi nas już, że chciano wydłużyć trasę o kilkadziesiąt kilometrów bez względu na koszty. W końcu państwo za wszystko zapłaci. Państwo – czyli my wszyscy.