Boczna ulica w Mszczonowie. Policyjny radiowóz stoi na światłach błyskowych – w środku kobieta głośno wzywa pomocy. Na pobliskiej posesji kręci się kilku policjantów, w tym funkcjonariusz pionu kryminalnego i komendant miejscowego komisariatu. Pracownicy ZGKiM w charakterystycznych zielonych uniformach niespiesznie znoszą po schodach jakieś pudła czy klatki. Przed bramą zebrała się spora grupa mieszkańców i dziennikarzy. Są też przedstawiciele organizacji społecznych – krzyczą coś przez bramę, ale bez odzewu ze strony służb na posesji.
Był napad? Trwa likwidacja dziupli przemytników? Nie – to miejscowe władze dbają o dobro zwierząt i ludzi. Zacznijmy jednak od początku.

Pierwsza interwencja
16 lipca. Inspektorzy organizacji społecznych do spraw ochrony zwierząt – OtoZ Animals i Fundacji Zielony Pies – mają informacje o psie z pyskiem rozerwanym od petardy. Udają się na posesję przy ulicy Józefpolskiej. Przed bramą oprócz wspomnianego psa z połamaną szczęką zastają jeszcze jednego z brzuchem krwawiącym od pogryzień. Ale to nie wszystko – okazuje się, że cały dom pełen jest psów, niektóre ujadają na balkonie, słychać, jak inne gryzą się między sobą. Właścicielka wyraźnie niepełnosprawna umysłowo; nie wpuszcza inspektorów do domu.
Ustawa o ochronie zwierząt mówi wyraźnie:

W przypadkach niecierpiących zwłoki, gdy dalsze pozostawanie zwierzęcia u dotychczasowego właściciela lub opiekuna zagraża jego życiu lub zdrowiu, policjant, strażnik gminny lub upoważniony przedstawiciel organizacji społecznej, której statutowym celem działania jest ochrona zwierząt, odbiera mu zwierzę (…).

Inspektorzy społeczni dzwonią po wsparcie policji – mówią, że chcą sprawdzić, czy bezpieczeństwu zwierząt w budynku nie zagraża niebezpieczeństwo. Policja stoi jednak bezradnie na ulicy. Funkcjonariusze stwierdzają brak zagrożenia dla zwierząt i brak podstaw do wejścia na posesję. Po chwili odmawiają asysty i odjeżdżają – ponoć komendant kazał wycofać patrol.

Druga interwencja
17 lipca. Inspektorzy społeczni rozpętali burzę w mediach społecznościowych, zawiadomiono organy wyższego stopnia i media ogólnopolskie. Burmistrz podejmuje decyzję o odebraniu psów w trybie administracyjnym – oficjalnie ze względu na złe warunki ich przetrzymywania (bez bezpośredniego narażenia życia i zdrowia zwierząt). Policja i Urząd Miejski niechętnie informują organizacje społeczne o interwencji – inspektorzy w ostatniej chwili dowiadują się o akcji i przybywają na miejsce w pełnej gotowości do udzielenia gminie fachowego wsparcia przy odbieraniu zwierząt. Przyjeżdża też lekarz weterynarii.
Zabezpieczający akcję policjanci odmawiają jednak inspektorom społecznym prawa do współudziału i nie wpuszczają ich na teren. Niewydolną umysłowo właścicielkę wyciągają z mieszkania, skuwają w kajdanki i zamykają wrzeszczącą wniebogłosy w zaparkowanym obok radiowozie. Brak karetki pogotowia – przyjedzie dopiero po ponad godzinie.
Psy wystraszone najściem obcych i krzykami właścicielki wynoszone są niedbale w klatkach przez nieprzeszkolony personel Zakładu Gospodarki Komunalnej. Ignoruje się wskazówki inspektorów czekających pod bramą. Obecny na miejscu powiatowy lekarz weterynarii nie bada zwierząt – najwyraźniej przyjechał tylko podpisać papierek, że warunki przetrzymywania nieodpowiednie. Weterynarza wskazanego przez fundacje nie dopuszcza się do zwierząt. Psy trafiają najpierw do przechowalni w ZGKiM, potem do schroniska w Skierniewicach, mimo że obowiązujące prawo miejscowe wskazuje inne schronisko. Ignoruje się też pomoc zaoferowaną przez organizacje społeczne.



Komunikat oficera prasowego
Oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Żyrardowie asp. Agnieszka Ciereszko przedstawiła nam następującą wersję wydarzeń:
16 lipca ok. godz.: 16:55 do dyżurnego Komendy Powiatowej Policji w Żyrardowie zadzwoniła kobieta przedstawiając się jako przedstawiciel fundacji ochrony zwierząt „Zielony pies” i poprosiła o asystę policji przy wejściu na posesję kobiety, która miała znęcać się nad psami. Na miejsce skierowano policjantów z Komisariatu Policji w Mszczonowie, który przyjął zawiadomienie o przestępstwie oraz przesłuchał świadków. Z zebranych informacji wynikało, że dwa psy, których stan wymagał interwencji weterynarza zostały odebrane i udzielono im pomocy weterynarza. Wolontariusz Fundacji "Zielony Pies" poprosił o asystę policji przy odebraniu zwierząt. Tłumaczył, że chce wejść do domu właścicielki psów, aby sprawdzić czy w domu nie ma zwierząt wymagających pomocy. (…) W związku z zebranymi na miejscu informacjami przez policjantów brak było podstawy do odebrania zwierząt, gdyż nie zachodziła żadna przesłanka zagrożenia życia lub zdrowia dla zwierząt. Komendant Komisariatu Policji w Mszczonowie po uzgodnieniach z Burmistrzem Miasta i Gminy Mszczonów oraz dyżurującym prokuratorem Prokuratury Rejonowej podjął decyzję o odstąpieniu od odbierania psów w trybie interwencyjnym. Z uwagi na sygnały świadków świadczące o braku prawidłowych warunków bytowania zwierząt czynności zostały zaplanowane na 17.07.2017 r. z uwzględnieniem potrzeb przewiezienia kilkudziesięciu psów do schroniska. Czynności te w obecności przedstawicieli Fundacji Zielony Pies oraz Powiatowego Lekarza Weterynarii zostały rozpoczęte w godzinach porannych w dniu dzisiejszym (17 lipca /red./). Łącznie odłowiono 24 psy oraz 4 szczenięta.

Podsumujmy. W czasie pierwszej interwencji policyjny patrol odmówił wsparcia uznając, że to wyłącznie policja, a nie społeczni inspektorzy ustalają, czy istnieje niebezpieczeństwo dla życia i zdrowia zwierząt. Fundacja utrzymuje zaś, że skoro zgodnie z ustawą także inspektorowi społecznemu służy prawo do odbierania zwierząt (na równi z policjantem), to także i on może podjąć decyzję, a policja ma obowiązek mu asystować, nie podważając takiej decyzji (na podobnej zasadzie, na jakiej asystuje na przykład komornikowi zajmującemu mienie i nie dyskutuje wówczas o jego czynnościach). Gdyby sprawa dotyczyła tylko takiego „sporu kompetencyjnego”, to byłaby to kwestia rozważań prawnych – sięgalibyśmy więc teraz do orzecznictwa bądź doktryny.
Sprawa dotyczy jednak czego innego. Po pierwsze – inspektor społeczny nie tyle podjął decyzję o odebraniu zwierząt, co poprosił o wsparcie w celu sprawdzenia, czy należy je odebrać. Mniejsza już nawet o to, czy miał takie prawo – nie będziemy tutaj tłumaczyć policjantom zbyt trudnej być może dla nich materii, a mianowicie prawniczego wnioskowania a maiori ad minus, zgodnie z którym, jeśli wolno więcej (odebrać zwierzę), to tym bardziej wolno mniej (sprawdzić, czy należy je odebrać). Powiemy tylko tyle, że policjant – nawet nie uznając praw Fundacji – w sytuacji, gdy dowiedział się o dwóch psach w stanie krytycznym, powinien dołożyć minimum staranności i przynajmniej zainteresować się stanem pozostałych. Dlaczego? Ano dlatego, że zdrowie zwierząt jest chronione prawnie, w tym przepisami karnymi. A w niniejszej sprawie dodatkowo złożono zawiadomienie o przestępstwie. To nie trzeba było sprawdzić, co się dzieje? Co więcej – inspektor społeczny miałby prawo w takich działaniach Policji uczestniczyć – mówi o tym wprost art. 40 ustawy o ochronie zwierząt:

Organizacje społeczne, których statutowym celem działania jest ochrona zwierząt, mogą współdziałać z właściwymi instytucjami państwowymi i samorządowymi w ujawnianiu oraz ściganiu przestępstw i wykroczeń określonych w ustawie.

A co zrobił Komendant Komisariatu Policji w Mszczonowie – kom. Krzysztof Puszcz? Zadzwonił do burmistrza, który – przypominamy – walczy z Fundacją, i panowie do spółki z zaprzyjaźnionym prokuratorem uradzili, jak tu pozbawić praw nielubianą Fundację i zrobić tak, żeby wyszło, że to burmistrz rozwiązał problem. I żeby Fundacja nie była później stroną postępowania administracyjnego. Doskonale wiemy, że burmistrz Józef Grzegorz Kurek jak każdy dyktator nie lubi oddolnych inicjatyw i w głowie mu się nie mieści, że „zwykli” społecznicy mogą mieć władzę i działać na równi z organami państwowymi. Ale pan, panie komendancie, dlaczego ulega „kurkizacji prawa”? Bo burmistrz załatwił grunty pod budowę komisariatu? To jeżeli pan przehandlowuje praworządność na dobre relacje z burmistrzem, to nie zasługuje pan nie tylko na fotel komendanta, ale w ogóle na mundur, który pan nosi.

Inna sprawa, że akcji zabezpieczenia odebrania psów pan komendant też zorganizować nie umie. Właścicielka psów znana była mieszkańcom od dawna – wiadomo było, że ma problemy ze zdrowiem psychicznym. Wiedzę taką powinna mieć więc też policja, bo dzielnicowy powinien się interesować, co się dzieje w jego rewirze. Tymczasem mszczonowskim służbom tak się spieszyło „posprzątać” niewygodny problem, że nie starczyło nawet czasu, żeby zaczekać z akcją na przyjazd pogotowia. A co by było, panie komendancie, jakby wam ta kobieta dostała zawału w radiowozie, bo panu było spieszno zadowolić burmistrza? Bo wszedł pan do mieszkania niepełnosprawnej kobiety jak do przestępczej meliny, skuł pan ją kajdankami, zamknął jak bandziora i odebrał zwierzęta, które na swój urojony sposób kochała? Nie powinno się na taką zorganizowaną akcję zabezpieczyć przyjazdu karetki? Zabrać psychologów?
A dlaczego naraził pan same zwierzęta, które przyjechał pan niby chronić, pozwalając, aby ich odławianiem zajmowały się osoby do tego nieprzygotowane – pracownicy ZGKiM na co dzień pracujący być może przy wywozie śmieci, a nie ze zwierzętami? Albo policjanci kryminalni? Nie trzeba było posłuchać osób mądrzejszych od siebie z Fundacji albo z OtoZ Animals? Kogo pan chronił, nie wpuszczając na teren weterynarza Fundacji albo samych inspektorów? Czy osoby te zamierzały przeszkodzić w akcji odbierania zwierząt właścicielce? Albo skrzywdzić zwierzęta, dla których dobra prowadzono akcję? A może chciał pan pokazać, że to pan ma władzę, a nie jakaś tam Fundacja? To przypominamy panu po latach pana działalności w Policji, że praca w tej formacji to przede wszystkim służba. Służba społeczeństwu, które reprezentują między innymi właśnie organizacje społeczne.

Reasumując – policja naruszyła od początku do końca wszelkie standardy postępowania i to w sposób nie dający się wytłumaczyć nawet bardzo pokrętną, mszczonowską wykładnią prawa. Zaniechano koniecznych działań zmierzających do ustalenia stanu faktycznego przy zgłoszonym przestępstwie. Wbrew art. 40 ustawy o ochronie zwierząt nie umożliwiono współdziałania przedstawicielom organizacji społecznej w czynnościach policji. Narażono zwierzęta na niepotrzebny stres, policja naraziła też zdrowie właścicielki zwierząt. Dlatego też my jako prasa z tego miejsca przywołujemy komendanta Krzysztofa Puszcza – sługę społeczeństwa – do porządku.

I jeszcze jedna rzecz, panie komendancie – Fundacja Zielony Pies skarży się na portalu społecznościowym, że ludzie z jej otoczenia są zastraszani. Przypominamy panu, że w takiej sytuacji ma pan obowiązek działać z urzędu.